piątek, 22 lutego 2013

Przedpokój dawniej i dziś

   Niedawno pokazywałam naszą sypialnię przed zmianami i po, dziś przyszedł czas na przedpokój, który stanowi pierwszą wizytówkę każdego mieszkania czy domu. Często, od tego jak wygląda, zależy pierwsze wrażenie jakie na gościach wywiera nasz dom. Przedpokój powinien też przybliżać klimat, jaki panuje w mieszkaniu, stanowić pewną spójność z resztą pomieszczeń.
   Nasz przedpokój jest dość spory, jednak jest też długi i raczej wąski, przez co przypomina trochę wagon kolejowy. Jego plusem jest to, że obecnie znajdują się w nim dwie szafy w zabudowie, w których mieści się większość naszych rzeczy. Gdy się tu wprowadziliśmy od razu podjęliśmy decyzję, że przedpokój jako pierwszy musi być wyremontowany. Wcześniej nie wyglądał zachęcająco: brudna, nieciekawa tapeta, do tego stara buazeria i brzydka, śmierdząca dymem papierosowym wykładzina. Poza tym w całym długim przedpokoju znajdowało się tylko jedno źródło światła: stary plafon, który zresztą nie dawał zbyt wiele światła i w przedpokoju było po prostu ciemno. Spory problem stanowiły też ściany, które za nic nie trzymały pionu; w niektórych miejscach różnica mięcy podłogą a sufitem wynosiła kilkanaście cm. Remont trwał ok. 3 tygodnie, ale w tym czasie wszystkie drzwi zostały wymienione, doszło sporo źródeł światła, a ściany złapały jako taki pion. Potem zostało już tylko posprzątać, pomalować i wstawić szafy. Obecnie przedpokój prezentuje się następująco:








A tak wyglądał przed remontem:




Tak obecnie:




 



W przyszłości chciałabym wprowadzić w nim kilka zmian, ale raczej takich kosmetycznych. Oczywiście zaprezentuję wszystkie w swoim czasie.




wtorek, 19 lutego 2013

Jak już solić, to zdrowo.




   Od dłuższego czasu staram się ograniczać używanie soli. Lekarze trąbią na alarm, że spożywamy jej zbyt wiele, bo większość tej której jemy, ukryta jest w artykułach spożywczych. Zrezygnować zupełnie z soli raczej się nie da, choć pewnie są i tacy co wcale jej nie używają, ale można ją ograniczyć i kupować tylko tę najzdrowszą, najbardziej wartościową: sól morską. A jeśli tylko mamy możliwość, to wybierzmy sól najdoskonalszą: kwiat soli.
Kwiat soli, to kryształy soli morskiej mające formę płatków, które unoszą się na powierzchni wody, śnieżnobiałe niczym szron. Płatki te zbiera się ręcznie w drewnianą szuflę. Zbieracz pracuje boso, by nie zniszczyć bagnistego dna zbiornika. Dobry zbieracz solnych płatków sygnuje swoją pracę, dlatego na każdym zamkniętym korkiem słoiczku fleur de sel Camarque widnieje nazwisko człowieka, który zebrał tę akurat porcję soli. Oczywiście, ten mały słoiczek będzie kosztował więcej niż cała paczka anonimowej, produkowanej przemysłowo soli, ale też fleur de sel sprawi o wiele więcej przyjemności podczas jedzenia.
Prawdziwą fleur de sel zbiera się w z Camargue w południowej Francji, choć w podobny sposób pozyskuje się także sól w Portugalii (flor de sal). Camargue to piękny rezerwat przyrody nad samym morzem, który słynie z różowych flamingów, czerwonego ryżu, czarnych byków i białych dzikich koni. Ma delikatny morski posmak, na dodatek jest znacznie zdrowsza od zwykłej soli, bo zawiera mniej sodu i więcej minerałów. Poza tym ma bardzo wyrazisty smak. Można nią posypać dojrzałe pomidory, oprószyć mięso, ryby, sałatę albo jajecznicę. Koneserzy nazywają ją "kawiorem" wśród soli.
Jedyny minus tej soli jest taki, że jest u nas mało dostępna, a jeśli już ją znajdziemy, cena powala na kolana. Dlatego za każdym razem, gdy wiem, ze ktoś z moich znajomych wybiera się do Francji, proszę o kupno choć 1 pojemniczka lub woreczka soli, gdyż występuje ona w różnych opakowaniach. Te najozdobniejsze są oczywiście najdroższe, a i tak cena nie przekracza zazwyczaj 3-4 euro.





Ostatnio dostałam jeszcze inny kwiat soli, którego wcześniej nie próbowałam. Czeka jeszcze na otwarcie i spróbowanie, ale najpierw muszę skończyć tę, którą mam już otwartą. 



Może ktoś z Was kiedyś używał tę sól, jeśli tak, proszę o recenzję.




poniedziałek, 18 lutego 2013

Rok dobrych myśli

 
Ten rok nie zaczął się najlepiej...sporo stresów związanych z pracą, kilka zmian, niepewności co przyniesie jutro. Styczeń minął mi jako pasmo nerwów i niepokoju. Gdy w lutym wydawało mi się, że zaczynam wychodzić na prostą, przyszły inne, dodatkowe stresy. Przez to wszystko blog odszedł na dalszy plan, po prostu nie miałam czasu i nastroju by się nim zająć.
Jakby przewidując te wszystkie zmiany, jeszcze w grudniu kupiłam kalendarz na 2013 rok, który miał za zadanie natchnąć mnie optymizmem i dobrymi myślami. Szukając kalendarza na najbliższy rok, takiego, który będę mogła wrzucić do torebki i nosić go ze sobą, natknęłam się na kalendarz, którego autorką jest Beata Pawlikowska, podróżniczka, autorka i kobieta, którą bardzo cenię. Jakiś czas temu miałam okazję brać udział w spotkaniu p. Beaty z czytelnikami i osobiście przekonać się ile ciepła, wrażliwości, ale też niesamowitej pasji i dobrej energii ma w sobie ta drobna blondynka. Dlatego, gdy zobaczyłam jej kalendarz na 2013 r., długo się nie namyślałam.


Kalendarz obfituje w pozytywne myśli, daje drobne, czasem zupełnie błahe wskazówki, jak uczynić nasze życie lepszym, ciekawszym. Może te rady dla jednych to banał, ale patrząc na nasze szare ulice i tłumy ciągle gdzieś biegnących, wiecznie niezadowolonych ludzi, dochodzę do wniosku, że większość z nas nie potrafi się cieszyć tym co ma i naprawdę korzystać z życia. Nie powiem, że ja jestem super optymistką, ale na szczęście zdaję sobie sprawę z moich małych niedoskonałości i każdego dnia uczę się dostrzegać dobre rzeczy wokół siebie. Ten kalendarz mi w tym pomaga :)
Zresztą przeczytajcie:







Ten kalendarz to nie tylko "złote myśli" na każdy dzień w roku, to również rady, jak małymi krokami zadbać o swoje zdrowie:


A ponizej "złota myśl" na dziś :)


i moje ulubione:


Poniższe zdjęcie też powoduje, że uśmiecham się, ilekroć na nie spojrzę. Prawdziwy cud natury:


Dobrego dnia Moi Drodzy! Uśmiechajmy się częściej  :) a ja ze swojej strony wierzę, że to będzie dobry rok!