środa, 26 czerwca 2013

W Ahlbeck

    Pamiętam moją pierwszą wizytę w Ahlbeck...To były lata 90-te, w garści miałam swój pierwszy paszport, a w portfelu trochę marek. Byłam akurat nad morzem na wakacjach i korzystając z bliskości zachodniej granicy, pojechałam na zakupy do Ahlbeck. Od Świnoujścia to zaledwie 5 km. Nie zwiedzałam wtedy miejscowości....wystarczająco egzotyczny był supermarket ;) Pamiętam przejście graniczne i kontrole paszportowe...
Teraz rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. O tym, że jesteśmy po stronie niemieckiej dowiadujemy się dzięki reklamom i dobremu asfaltowi na drodze :).
Uważam, że każdy kto wypoczywa w Świnoujściu, powinien choć na kilka godzin odwiedzić sąsiednie niemieckie miejscowości. Jakże one różnią się od naszych....
Pierwsze co bije w oczy, to przysłowiowy już niemiecki ład i porządek. W zabudowie dominują XVIII i XIX wieczne, zadbane kamienice, większość z nich to obecnie hotele lub pensjonaty. Do odpoczynku zachęcają przytulne knajpki i cukiernie. Wzdłuż plaży w Ahlbeck, a także przez 2 kolejne miejscowości (Heringsdorf i Bansin), ciągnie się długa piękna promenada. Wzdłuż niej stoją najbardziej reprezentatywne budynki, jest też miejsce dla spacerowiczów i dosyć szeroka ścieżka rowerowa.






Pamiętacie, być może z czasów dzieciństwa, kosze plażowe, które były stałym elementem naszych plaż? Bardzo żałuję, że w większości zniknęły. Jednak tu, po niemieckiej stronie, takie kosze to norma. Mało tego, w sąsiednim Heringsdorfie znajduje się jedna z pierwszych fabryk takich koszy.




Co mnie jeszcze urzekło w Ahlbeck? Może to przyziemne, ale warte uwagi. Tuż przy plaży, co ok 200-300 m znajdują się bezpłatne murowane toalety. Wyposażone w prysznice, pomieszczenia dla matki z dzieckiem oraz dla niepełnosprawnych. Przy większości z nich są też pojemniki z woreczkami na zwierzęce odchody. Dlaczego o tym wspominam? Bo przy naszych plażach, jeśli już znajdą się toalety, to z reguły są one płatne, a ich czystość i tak pozostawia wiele do życzenia. O braku pryszniców nie wspomnę. Smutna ta nasza rzeczywistość, mam jednak nadzieję, że może za jakiś czas zaczerpniemy w tej kwestii wzorce z zachodu.
Póki co marzy mi się, by podobnie piękne i zadbane budynki cieszyły nasze oczy w polskich nadmorskich miejscowościach, bo przecież u nas też jest pięknie, trzeba się tylko o to piękno zatroszczyć.





czwartek, 20 czerwca 2013

Z wizytą na wyspie Uznam



Ostatni weekend spędziliśmy dość intensywnie. Wybraliśmy się na wyspę Uznam, a dokładnie do Świnoujścia, choć przy okazji dużo czasu spędziliśmy u naszych zachodnich sąsiadów. To nie była nasza pierwsza wizyta w Świnoujściu, byliśmy tu chociażby rok temu przy okazji pobytu w Międzyzdrojach, a potem w sierpniu podczas podróży do Danii. Jednak nigdy nie spędziliśmy tu więcej niż 1 dzień. Postanowiłam to zmienić.
Okazja była dobra, gdyż zbliżała się kolejna rocznica naszego ślubu, prognozy pogody też były optymistyczne. Nie namyślając się długo, zarezerwowałam noclegi w bardzo sympatycznej Willi Magnolia, blisko pięknej świnoujskiej promenady nadmorskiej. Jeśli ktoś z Was będzie szukał kiedykolwiek noclegu w Świnoujściu, to polecam serdecznie to miejsce.



Powiem szczerze, że Świnoujście (a przynajmniej jego część uzdrowiskowa) przywróciło moją wiarę, że nasze nadmorskie miejscowości mogą być ładne, interesujące, nie straszące chińską tandetą i bylejakością. Zwiedziłam już sporo nadbałtyckich miasteczek i mogę uczciwie stwierdzić, że oprócz pięknych plaż, niespecjalnie mamy się czym pochwalić. Właściwie wszędzie (może poza Trójmiastem) straszą baraki pozbijane z czego popadło, oferujące chińską tandetę, śmieciowe jedzenie i inne atrakcje nie mające nic wspólnego z polskością.  Wiem, że to nie jest ogół, ale proszę mi w takim razie wskazać choć jedną miejscowość, gdzie nie czekają na nas takie rewelacje. U nas ładne budynki z historią zasłonięte są przez wielkie banery reklamowe lub budki z hamburgerami. Nie raz zastanawiałam się dlaczego tak jest, czy władzom gmin nie zależy by u nas było ładnie, klimatycznie i zawsze dochodzę do wniosku, że wszystko prawdopodobnie rozbija się o pieniądze. To przykre, bo myślę że nie tylko mi odpoczywało by się milej w miejscu, gdzie nie sprzedaje się tandety w barakach z dykty i blachy, tylko np. w ładnych drewnianych domkach czy wymurowanych pawilonach, gdzie panuje czystość i porządek, a co kilka metrów stoi kosz na śmieci (co niestety jest rzadkością); w miejscu gdzie zadbane i klimatycznie urządzone kawiarenki, bary czy restauracje zachęcają nas do odwiedzin smakowitym zapachem a nie odstraszają przepalonym olejem. Rozmarzyłam się...jednak wiem że to wszystko tak naprawdę da się zrobić, potrzeba tylko dużo pracy i szczerych chęci, zarówno władz jak i właścicieli nadmorskich lokali.
W Świnoujściu znalazłam miejsce, które zachęca zarówno wystrojem, asortymentem jak i sympatyczną obsługą. To Cafe Kredens. Podają tam wyśmienitą kawę oraz wiele rodzajów ciast, naprawdę pysznych.


 



Nadmorska promenada w Świnoujściu jest naprawdę na europejskim poziomie. Odrestaurowane kamienice, nowe apartamentowce, co krok stylowe ławeczki zachęcające do wypoczynku a także, co mnie bardzo cieszy, parkingi dla rowerów. Zresztą rowerzystów jest tu całe mnóstwo, często to goście z zagranicy, jednak mam nadzieję, że naszych w sezonie też przybędzie.




 


Świnoujście pięknieje i zachęca do odwiedzin, podejrzewam, że bierze przykład z zachodnich sąsiadów. Ale o tym już następnym razem...

środa, 19 czerwca 2013

Czereśnie

Ten post miał być opublikowany już kilka dni temu, jednak natłok ostatnich wydarzeń przesunął go w czasie. Uwielbiam lato, jak dla mnie zarówno wiosna jak i lato mogłyby trwać cały rok. Nie dość, że jest ciepło, na dworze jasno do godz. 22, to jeszcze mogę się zajadać moimi ukochanymi truskawkami czy czereśniami. Te drugie jadłam w tym roku po raz pierwszy...ależ mi smakowały! Słodycz czereśni, zapach otaczających mnie kwiatów, ciepłe promienie słońca i przyjemny, lekki wiatr; więcej do szczęścia nie było mi potrzeba :)


Miłego wieczoru, podejrzewam, że podobnie jak u mnie, u Was też dziś panuje niezwykły upał. Wykorzystuję okazję i pędzę nad morze obejrzeć na plaży zachód słońca :)
A już wkrótce zasypię Was sporą ilością zdjęć...

środa, 5 czerwca 2013

Lakierowy zawrót głowy

Uczciwie się przyznam....uwielbiam mieć pomalowane paznokcie. Czuję się mnie atrakcyjnie, powiedziałabym nawet, że "nago", gdy moje paznokcie nie mają na sobie lakieru, choćby tylko przeźroczystego. Zawsze dbałam o wygląd dłoni i paznokci, chciałam by były zadbane i przyciągały wzrok. Pewnie rodzaj pracy jaki wykonuję, też miał na to wpływ.


  Jednak kiedyś stosowałam raczej neutralne, niekrzykliwe kolory lakierów, czerwony był już dla mnie prawdziwym szaleństwem, o np. niebieskim nawet nie pomyślałam. Jednak jakiś czas temu to się zmieniło, zapragnęłam więcej koloru, zwłaszcza wiosną i latem, gdy dokoła nas wszystko kwitnie i przyciąga swoją barwą. W taki oto sposób dorobiłam się niezłej kolekcji lakierów, sama się nawet nie spodziewałam, że tyle ich mam :)




Nie jestem szczególnie przywiązana do konkretnej marki lakierów, choć dużą część mojej kolekcji stanowią produkty firmy Essence, głównie z tego względu, że mają spory wybór odcieni i bardzo dostępne ceny (ok. 5,90 pln). Lubię też lakiery Inglota, Rimmela czy Golden Rose. Żeby przedłużyć ich trwałość i ochronić paznokcie przed przebarwieniem zawsze stosuję lakier podkładowy (czasem jest to po prostu przeźroczysty lakier) a na wierzch utwardzacz. Ostatnio jest to Top Coat z Golden Rose i bardzo go sobie chwalę.
Mam nadzieję, że niedługo zagości u nas prawdziwe lato, gdyż oprócz paznokci u dłoni, latem obowiązkowo maluję też paznokcie u stóp. Wypielęgnowane stopy, do tego kolorowy lakier i ładne sandałki...na samą myśl robi się przyjemniej i bardziej wakacyjnie ;)


Jeśli chcemy często zmieniać kolor na paznokciach, potrzebny nam będzie dobry zmywacz. Do tej pory używałam głównie zmywacza Isana z Rossmanna. Ostatnio jednak nabyłam 2 teoretycznie lepsze, z Bourjois i Sally Hansen. Na razie użyłam tego z Sally Hansen i faktycznie jest niezły, jednak więcej na jego temat będę mogła powiedzieć za jakiś czas.
Być może moja kolekcja lakierów, dla niejednej osoby może się wydać imponująca, jednak myślę, że dla prawdziwych maniaczek, to zaledwie namiastka. A jak to u Was dziewczyny wygląda?
Cieplutko pozdrawiam

niedziela, 2 czerwca 2013

Zaczytana

W przeciągu kilku ostatnich miesięcy pochłonęłam sporo książek. Zawsze dużo czytałam, już jako dziecko a potem nastolatka, siedziałam po nocach z latarką pod kołdrą, by rodzice nie zauważyli, że czytam zamiast smacznie spać. Odkąd pamiętam wciągała mnie literatura podróżnicza, książki pełne przygód, a także kryminały. Natomiast nigdy nie byłam fanką romansów; po przeczytaniu kilku dochodziłam do wniosku, że mają podobną fabułę i nie nauczą mnie niczego nowego. 
Pamiętam jak w IV klasie szkoły podstawowej (oj, kiedy to było) mój cudowny polonista podsunął mi "Władcę pierścieni" i.....przepadłam. Wtedy jeszcze mało kto słyszał o Tolkienie, boom na jego twórczość pojawił się razem z ekranizacją trylogii. W tym samym czasie zafascynowałam się przygodami Pana Samochodzika. Dzięki tym książkom poznawałam historię, geografię i przyrodę naszego kraju. Fanką Pana Samochodzika jestem zresztą do dziś, dlatego wielka była moja radość, gdy jakiś czas temu dostałam w prezencie zbiór wszystkich części jego przygód. Mimo, że każdą z części przeczytałam już nie raz w przeciągu ostatnich 20 lat, to i tak z wielką przyjemnością znowu wrócę do ich lektury.

Jako wielbicielka książek przygodowych, pochłonęłam w szybkim tempie trylogię "Igrzyska Śmierci". Nie spodziewałam się, że wszystkie 3 części tak mnie wciągną i zmuszą do myślenia o niesprawiedliwości na świecie. Jeśli ktoś z Was będzie miał okazję, niech koniecznie przeczyta Igrzyska. Ja teraz czekam na ekranizację "W pierścieniu ognia", która ma przypaść na jesień tego roku.


Gdzieś w międzyczasie przeczytałam również dość specyficzną powieść "Trafny wybór" J. K. Rowling oraz "Czułym okiem" - kolejną magiczną książkę Mimi i Zorkiego z Bo Mimi Blog. Pewnie większości z Was Mimi jest znana, więc nie będę się o niej rozpisywać. Czekam z niecierpliwością, aż wróci do pisania bloga i uchyli rąbka tajemnicy, co się z nią dzieje.


Przez moje ręce przewinęło się też kilka książek Beaty Pawlikowskiej. Jak już kiedyś wspominałam, niesamowicie lubię i podziwiam tę drobną blondynkę, a większość jej książek pochłaniam w oka mgnieniu. Tym razem wciągnęły mnie jej podróże po dwóch wyspach, które są na mojej liście marzeń: Kuba i Bali. Choć po lekturze tych książek troszkę z innej perspektywy spojrzałam na obie wyspy, to i tak nie zmienia faktu, że chciałabym móc wyrazić o nich swoją własną opinię.
 

Teraz w kolejce czeka "Moje życie we Francji" Julii Child. Jeśli zauroczy mnie tak jak film "Julie&Julia", to nie będzie to czas zmarnowany.
Jak już wiecie z poprzedniego postu, przybyły mi następne książki do kolekcji, więc nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego dnia i zasiąść do lektury :)


sobota, 1 czerwca 2013

Urodzinowo

Ostatnio mam niesamowite zaległości blogowe, zarówno w pisaniu jak i w czytaniu. Muszę się poprawić w tym względzie. Dziś też wpadłam tylko na chwilkę, by pokazać kilka migawek urodzinowych. 
W tym tygodniu obchodziłam swoje małe święto :) Myślałam, że będzie to zwykły dzień, ale mój M. mnie zaskoczył i uczynił ten dzień wyjątkowym.


Był tort (nie zdążyłam go niestety uwidocznić na zdjęciach), kwiaty i prezenty. Potem, jak się okazało, była też romantyczna kolacja we dwoje w restauracji włoskiej. 
Uwielbiam takie niespodzianki, wywołują we mnie mnóstwo wzruszeń i radości.


Kolejne książki Cejrowskiego do mojej kolekcji :)

Tarta z mascarpone i borówkami, którą zrobiłam zanim jeszcze dostałam tort. Była przepyszna!



To święto już niestety za mną, na kolejne muszę poczekać cały rok. Jednak dziś Dzień Dziecka. Składam życzenia wszystkim, którzy pielęgnują w sobie dziecko i potrafią cieszyć się z małych rzeczy!